W piątek po południu przyszedł do nas mer miasta Bocaranga zaniepokojony
sytuacją w jednym sektorze. AntyBalaka wysłała do niego list, aby przyjechał i
prosili w nim także o naszą obecność. W sobotę rano pojechaliśmy w stronę
Bozoum. Podobno w jednej wiosce jest grupa kobiet Mbororo z dziećmi. Siostra
Marie Helene, Cipriano, mer, i jego ochrona, jeden sekretarz AntyBalaka z
Bocaranga i ja. Do wioski Kake, około 30 km od Bocaranga. Po drodze mijamy
ludzi prowadzących stada krów. Nie są to Mbororo, ale ludzie miejscowi. Przed
tygodniem był atak na grupę pastarzy AlaNgamba (nomadów z Nigerii, Nigru,
Czadu, Sudanu), którzy wypasają swoje bydło także w RCA. Ich stada zostały
rozproszone po buszu, mężczyźni, kobiety i ich dzieci także. AntyBalaka przejęła
setki sztuk bydła i rozpoczęła się uczta. W każdej wiosce zapach wędzonego i
suszonego mięsa. Wszędzie AntyBalaka jako samoobrona wiosek. Mijamy dziesiątki
motocykli wiozących także świeże mięso. Dojeżdżamy do Kake, a w wiosce Lekarze
bez granic w mobilnej klinice leczą chorych. Pod drzewami siedzi grupa Mbororo,
około 30 kobiet z dziećmi, kilku mężczyzn. W sumie 64 osoby. Zmęczni,
wygłodniali, chorzy, anemiczni. Robimy spotkanie z AntyBalaka z całego sektoru,
jest ich kilkudziesięciu, kobiety i dzieci. Lekarze kończą swoją pracę i
wyjeżdżają do Bocaranga. Od kilku tygodni zainstalowali się w naszym mieście i
pracują w szpitalu zajmując się przede wszystkim pediatrią. Plony w tym roku są
nadmiar obfite, szczególnie malaria ma się nieźle. Rozmawiamy z kobietami i
mężczyznami Mbororo o ich sytuacji. Zamieszkiwali oni okolice Carnot (około 300
km na południe stąd), jak wybuchła wojna pieszo przemieszczali się na północ do
Czadu. Kilka tygodni temu zostali zaatakowani przez inną grupę etniczną
AlaNgamba i cały ich dobytek zaginął (bydło, owce, osły, wszystko comieli przy
sobie). Dziś nie mają nic. Resztki ubrania na sobie. Ani pieniędzy, ani
jedzenia, ich całe bogactwo poszło... Nomadzi. Dziś włóczędzy, żyjący w
strachu, uciekający, aby nikt nie odebrał im ostatniego bogactwa jakim jest
życie. Doświadczeni, chyba najbardziej ze wszystkich, wiedzą dziś co to jest
cierpienie, prawdziwe. Od kilku tygodni błądzą po buszu idąc na północ. Kilka
dni temu AntyBalaka widziała ich w buszu i powoli, niepewnie, doszli do tej właśnie
wioski. Mówią, że chcą do Czadu, tam mogą spotkać swoje rodziny. Ich mężowie
prawdopodobnie zabici. W każdym bądź razie, ślad po nich zaginął i od kilku
tygodni ich żony nic o nich nie wiedzą. Smutne, tragiczne, szkoda, że
prawdziwe. Mbororo chcą do Czadu, ale jak. Na drodze niebezpiecznie, a droga
daleka, są już wycieńczeni i bez sił. Będziemy szukali jakiejś pomocy. Na razie
ludzie z wioski i AntyBalaka mają ich chronić i dać coś do jedzenia. My szukamy
jakichś opcji. Telefony na prawo i na lewo, organizacje pozarządowe mówią, że
coś zrobią, tylko kiedy. Żołnierze nie mogą za bardzo się zaangażować w ich
ewakuację, zobaczymy co da się zrobić, tak odpowiadają. Wracamy do domu.
Sobotnie popołudnie, ciepło, ponad 35 st w cieniu.
Po południu przyjechał do nas z wizytą biskup Armando, był w Ndim i
Ngaoundaye. To jego pierwsza wizyta w tym roku, wejechał na leczenie kilka
miesięcy temu, ale z powodu sytuacji nie mógł wrócić. W niedzielę przyjechało
do nas z wizytą 3 Polaków z o. Andrzejem i siostrą Marysią. Przejechali, zjedli
obiad i pojechali dalej na północ. Wczoraj wracali, zatrzymując się na chwilę.
Zawsze to miło spotkać swoich rodaków. Wczoraj w kierunku uchodźców w Kake
pojechał mały konwój eskortowany przez Misca, szkoda, że nie zatrzymali się aby
z nami porozmawiać. No cóż, każdy ma swój program. W tych dniach na drodze z
Bocaranga do Bozoum pojawiło się jeszcze kilkanaście kobiet Mbororo z dziećmi. W
naszej szkole dla katechistów mieszka już jedna kobieta Mbororo z dwójką
dzieci. Przyszli pieszo, wcześniej ktoś ich podwiózł motocyklem. Oni chcą do
Kamerunu, mają tam rodzinę. Zobaczymy co się uda zrobić. U nas mają mieszkanie
i jedzenie. Proste życie koczownicze, od kilku miesięcy uchodźcy, dziś to życie
uciekinierów. Uciekają, nie wiedząc dokąd... do lepszego świata. Nomadzi...
Robert
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz