piątek, 30 września 2016

Przyzwyczajenia w Bocaranga

Bocaranga - wtorek, dzień św Wincentego à Paulo, 27 wrzesień, w porannych godzinach dowiadujemy się o ataku rebeliantów w okolicach Koui, czyli miejscowość Degaulle. Atak przed świtem pozbawił życia kilkanaście, a może więcej osób. Mówie sie o ponad 20-tu. Ludzie w panice i w popłochu uciekają przez busz. Rebelianci strzelają gdzie popadnie, grabią, palą. Kilkunastu rannym udaje się dotrzeć do szpitala w Bocaranga. Szkoła odwołana, dzieci do domu. Ludzie zawijają swój dobytek w tobołki. Na ulicach Bocaranga pojawia się lokalna samoobrona. To oni będą bronić miasto w razie ataku. W mieście od wtorku słychać strzały, szczególnie nocą, i tak do dzisiejszego poranka. Ale co ciekawe, te strzały raczej napawają pewnością, że ktoś jest i będzie nas bronił, w razie czego. Setki uchodźców, później tysiące przychodzą do Bocaranga i do okolicznych wiosek by szukać schronienia. Często nie mają nic z sobą, jedna spódnica, spodnie, koszula. Tylko, a może aż tyle. Na szczęście gościnność ludzi w Bocaranga urzeka - jak zawsze ludzie są otwarci by przyjąć przybysza. U nas na misji w szkole katechetycznej ponad 300 osób, w mieście, choć nie ma jeszcze oficjalnych danych, ponad 3 tys. Rozdzielone rodziny, nieznany los tych, którzy jeszcze nie dotarli do swoich, zagubione dzieci szukające swoich najbliższych dzieci - to chyba najcięższe co może być. Ciągła niepewność, czy moi przeżyli. I te gorzkie chwile, gdy się ktoś dowiaduje o śmierci bliskiego. Łzy w oczach, nic nie da się powiedzieć. Głucha cisza, która tak wiele mówi. Pojawia się pytanie, dlaczego tyle cierpienia? Dziś ludzie przekazują sobie wiadomość, że rebelianci wycofali się do buszu. Ulga, ale czy na długo. Życie toczy się dalej, dziś dzień targowy, ludzi mniej niż zwykle, trzeba żyć. Kiedy to się skończy, nie wiadomo. Chyba trzeba się przyzwyczaić. Czy takie mamy mieć przyzwyczajenia???
 Robert

środa, 7 września 2016

Doświadczenie Afryki - słów kilka po kilkunastu latach


Środek Afryki zawsze mnie inspirował, ciekawił. Moje marzenie się spełniło. Pierwsze zetknięcie się z czarnym lądem – inność, inny świat, inni ludzie i to właśnie oni są dla mnie największym odkryciem. Język lokalny, inna mentalność, inny sposób postrzegania rzeczywistości. Afryka środkowa piękna, dziewicza, gorąca, wilgotna, pociągająca swoją prostotą, nieskomplikowaniem, otwartością. Niezapomniany zapach dymu z domowych ognisk, służących za paleniska w kuchni połączony z wilgocią i 35 st ciepłem – na długo wyrywa się w pamięci. Drugi człowiek, często żyjący w niewyobrażalnie trudnych warunkach. Państwo środkowej Afryki – biedne, ubogie, niszczone przez ciągłe przewroty polityczno – militarne, choć ze swoim bogactwem kulturowym, z sercem pełnym pragnień i potencjałem ludzi młodych. Republika Środkowoafrykańska doświadcza trudnych momentów wojny, destrukcji, zniszczenia, migracji i uchodźstwa. Sam byłem świadkiem przewrotów wojskowych i wojny już kilkakrotnie, w 2002, w 2005 – 2008, i od 2013 roku konflikt wojenny, który wciąż trwa. Cierpienie, śmierć, poczucie bezsilności, opuszczenie, brak perspektyw, nadziei. Z jednej strony Afryka piękna, urokliwa, a z drugiej z pękniętym serce. Bé Afrika – Serce Afryki – tak nazywa się nasz kraj w języku sango. I to serce nadal krwawi.
Pierwszy mój pobyt w Centralnej Afryce przez dwa lata w RCA, później cztery lata w Czadzie i od ponad ośmiu lat ponownie w RCA w miejscowości Bocaranga, w północno zachodniej części. Jestem odpowiedzialny za parafię z 44 wioskami i kaplicami dojazdowymi w promieniu 75 km. Praca duszpasterska nie ogranicza się do działalności w kościele. Setki, a nawet tysiące spotkań z ludźmi, wielogodzinne rozmowy i debaty, przecież na to wszystko jest czas. Nie nawracanie, jak się powszechnie myśli. Spróbuj nawrócić kogoś tobie bliskiego to zobaczysz. Przygotowanie do sakramentów dzieci, młodzieży i dorosłych. Proces kilkuletni, który owocuje odkrywaniem Boga i swojego miejsca w Kościele. Przy parafii kilkadziesiąt grup, ludzi zrzeszających się by odkrywać i pogłębiać swoją wiarę, którzy spotykają się, modlą, dyskutują nad swoją przyszłością, nad lepszym jutrem. Spotkania w ciągu tygodnia, w weekendy. Bogactwo człowieka i jego serca. Rada na zrozumienie człowieka – całkowita jego akceptacja, taki jaki jest, nie krytykowanie, przyjęcie z tym czym przychodzi do ciebie. Druga rada – twoja otwartość na niego, na inność, całkowite przyjęcie go. To skutkuje, czasami rozbraja serca. Cierpliwość – tego chyba nam wszystkim brakuje, a to pozwala zmieniać świat. Przy naszej parafii mamy szkolę dla katechistów, rodzin, które po 6 miesięcznym pobycie w szkole stawiają pierwsze kroki jako odpowiedzialni za wspólnoty wierzących w swoich wioskach. Formacja dla mężczyzn i kobiet. Mężczyźni w szkole stolarskiej i krawieckiej (krawcami zazwyczaj są mężczyźni), kobiety, często pierwsze spotkanie z tablicą szkolną, alfabetyzacja, zarządzanie domem, higiena domowa, itp. Mnóstwo talentów. Nie tylko katechizacja (oni będą prowadzili liturgię podczas nieobecności kapłana w kaplicach), ale i przyuczenie do konkretnego zawogu, bardzo cenionego. Stolarka, u nas wielkie zakłady, tu piła, dłuto i z desek można zrobić coś na czym się siedzi, śpi, czy magazynuje. Proste, ale niezastąpione. Krawiec – może nie najwyższych lotów, ale większość ubrań wychodzi spod jego rąk. Szkoła stolarska uczy przez cały rok, jest pełno chętnych młodych i starszych. Co roku wychodzi z niej kilkunastu adeptów pochodzących z oddalonych wiosek. Obok naszej misji szkoła. Chyba jej najbardziej tu w kraju brakuje. Od przedszkola, przez szkołę podstawową i od kilku lat też szkoła średnia. Tysiące dzieci i młodzieży, którzy pragną się rozwijać. Jaki potencjał, młodych i czasami buntowniczych, odkrywających i poznających świat na nowo. Obok jest centrum dla młodzieży, sale spotkań, biblioteka, sala koncertowa, szkoła tańca tradycyjnego i nowoczesnego, warsztaty edukacyjne dla młodzież, rodzin i dla dorosłych o wszystkim. Ludzie są spragnieni tego. Sala komputerowa i od tego roku z dostępem do internetu. Dzieje się i to nie mało. Koncerty i pokazy taneczne dzieci i młodzieży, klub taekwondo i sketche. Miejsce spotkań formacyjnych i edukacyjnych.
Życie na wioskach płynie wolno wyznaczone rytmem prac polnych i przy domu. Domy jak na obrazkach, wybudowane bardzo często jeszcze z niewypalonej, suszonej na słońcu cegły pokryte słomą i trawą. Budowa domu około dwóch tygodni, stoi kilka lat. Pewna prowizoryczność z czym wiąże się niepewność i kruchość życia. Nie wiadomo co przyniesie jutro, jaki będzie kolejny dzień. Często choroba, wszechobecna malaria, brak odpowiedzi na pytania o śmierć i cierpienie. Wszędobylskie pełne radości z błyskiem w oku dzieci, które boją się zbliżyć do białego człowieka. Mamy wciąż straszą maluchy białym człowiekiem. Mówi się że i diabeł nie jest czarny, tylko biały. Gdzieniegdzie szkoła, bardziej lub raczej mniej funkcjonująca. Czasami pięć, albo i więcej kilometrów do szkoły. Szkoła to zazwyczaj strzecha, dzieci siedzą na kołkach, albo na kamieniach. Dwie lub trzy godziny dziennie przez kilka miesięcy. Nauczyciele, często bez wykształcenia, ktoś skończył ledwie dwie klasy liceum, dwoją się i troją by zarobić na życie. Opłacani są przez rodziców, a to różnie bywa. We wiosce kilkaset ludzi, może nawet do tysiąca. W tym około 60 procent dzieci i młodzieży. Cotygodniowy dzień targowy – święto, wszyscy wystrojeni, bo wypada się pokazać. Tam można dostać wszystko co najpotrzebniejsze sól, cukier, kupić baterie do latarki, kupić buty czy pójść do krawca. Sprzedać czy kupić płody rolne: orzeszki, kukurydzę, maniok, fasolę, warzywa, owoce. Po zakończonych zakupach łyk lokalnego trunku z sorga, manioku, czy z bananów. Łyk, albo więcej.
Kilkanaście lat na misjach – odkrywanie i siebie i drugiego człowieka. To chyba najwspanialsze doświadczenie bycia z drugim człowiekiem w moim życiu. Prostota, szczerość i otwartość. Różne dzieła – budowa kaplic i szkół murowanych wraz z ludźmi, budowanie wspólnoty, czasami studnia czy naprawa dróg i mostów, czasami doraźna pomoc dla pokrzywdzonych, całkowicie opuszczonych, dla chorych czy niepełnosprawnych. Piękne, kolorowe i te szare codzienne dni. Czasami codzienne ludzkie problemy i dramaty, ale zawsze jest nadzieja na lepszy świat.
Robert


Tyle, tyle lat, ale może coś się zmieni...

Pozdrawiam